W czasie dzisiejszego spotkania zapanowało lekkie poruszenie, kiedy do sali weszli rodzice z synem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że chłopak ten niedługo miał już ukończyć leczenie w ośrodku.
Okazało się, że przechodził kryzys, nie potrafił sobie z nim poradzić i opuścił ośrodek. Teraz wie, że chce się dalej leczyć, bo nie chce wracać do dawnego życia, ale na tamtą chwilę był słaby. O tym, że nie są to puste słowa, świadczyć może jego odmowa wypicia alkoholu, którym chciał go poczęstować podwożący (brak słów, jak zachowujemy się my, dorośli wobec młodych, którym powinniśmy dawać przykład).
Dlaczego nasze dzieci nie wytrzymują i uciekają, mówiąc żargonem - "zjeżdżają" z ośrodków? Trudno jest im dostosować się do panujących tam zasad. Dotąd nie były obciążone żadnymi obowiązkami. Do szkoły chodziły kiedy chciały, o uczeniu się w ogóle nie było mowy, w domu pomagały niewiele, o ile w ogóle pomagały, kładły się spać i wstawały kiedy im było wygodnie.
Podczas leczenia w ośrodku nasze dzieci muszą poddać się rygorom tam obowiązującym, co nie jest dla nich łatwe. Oprócz tego cały czas mają pracować nad sobą. Próbują przełamywać swoje bloki, słabości, odnajdywać swoje mocne strony, odkrywać prawdę o sobie.
Na szczęście wszystkiego tego doświadczają w bezpiecznym miejscu, z dala od dilera, gotowego szybko podać "lekarstwo" na wszelkie smutki. Pobyt w ośrodku, to jak schronienie się pod parasolem ochronnym. Nie ma starych, utartych dróg prowadzących do odurzania się. Trzeba sobie radzić bez chemicznej podpórki w postaci narkotyku.
Terapeutyczne działanie na nasze dzieci leczące się w ośrodku ma także ich udział w spotkaniach społeczności oraz pomoc psychologiczna czy psychiatryczna.
Oby syn naszych znajomych trafił z powrotem do ośrodka i po uczciwym przepracowaniu swoich braków, ukończył ośrodek i zaczął nowe życie.