W korytarzu, przed wejściem na grupę, natknęłam się na poirytowaną mamę, która wykrzykiwała coś do telefonu. Za chwilę wkroczyła na spotkanie, bezceremonialnie je przerwała, pytając o terapeutkę, która jeszcze nie dotarła. Na zaproszenie Agnieszki, żeby na chwilę dołączyła do nas, a nuż coś skorzysta, odwróciła się na pięcie i rzuciła przez ramię: "Ja nie mam narkomana!"
Nie wiadomo, co chciała przez to powiedzieć. Może myśli, że ta grupa wsparcia jest tylko dla rodziców narkomanów?
Na pewno jest różnica między uzależnieniem od alkoholu i od narkotyków, ale przecież nie ma większej różnicy w motywowaniu uzależnionego do leczenia. A poza tym, na grupę wsparcia chodzi się przede wszystkim po to, żeby zrobić coś dla siebie i ze sobą.
Czasami rodzice, przyprowadzając dziecko do terapeuty, zachowują się tak, jakby chcieli "sprzedać" mu problem. Pewnie sądzą, że nic więcej nie mogą zrobić. Otóż mogą, a uczą się tego, chodząc na grupę wsparcia i inne zajęcia terapeutyczne organizowane dla członków rodzin osób uzależnionych.
Tak się złożyło, że właśnie o idei grup wsparcia mówiła dzisiaj Agnieszka. Przypomniała historię toruńskiego oddziału TRiPDU "Powrót z U". Tysiące ludzi przewinęło się przez tą poradnię. Wielu otrzymało pomoc, bo zaczęło coś zmieniać w swoim życiu.
Dzisiaj, w drodze na grupę, przeczytałam hasło wymalowane białą farbą na chodniku: "Żyj z całych sił". I tego zamierzam się trzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz