Dzisiejszy temat do dyskusji, który zaproponowała Agnieszka, brzmi: Rodzic – prześladowca; rodzic – ofiara; rodzic – ratownik.
Zastanawiam się, jak to było w moim przypadku. Byłam chyba, po trosze, każdym z tych rodziców.
Na początku, czułam się ofiarą i tak też się zachowywałam – przerażona, zagubiona, niezdolna do sensownego działania, biernie poddawałam się wydarzeniom, które coraz bardziej mnie przytłaczały.
Na szczęście, dość szybko trafiłam na dobrych specjalistów – terapeutów uzależnień. Zaczęłam zdobywać niezbędną wiedzę na temat narkomanii i mojego współuzależnienia. Uczyłam się, co robić, żeby choroba syna nie postępowała, a także, jak zmotywować go do leczenia. Patrząc z boku, na moje zachowanie, można było zauważyć szokującą metamorfozę, bo z "ofiary" zmieniłam się w "kata". Niezwykle bolesne doświadczenia, jakie nas dotknęły, zadziałały jednak otrzeźwiająco i terapeutycznie.
Ratownikiem też byłam, a raczej tak mi się wydawało. Na pewno bardzo chciałam uratować moje dziecko, tylko, czy potrafiłabym to skutecznie zrobić? Trudno jest zachować chłodny umysł, niezbędny w sytuacji kryzysowej, kiedy walczy się o życie najbliższej osoby. Bez fachowej wiedzy na temat uzależnień, z balastem uczuć, które przeszkadzają, byłabym marnym ratownikiem. Dlatego szybko dałam się przekonać, że leczeniem mojego syna powinni zająć się inni.
Teraz skupiam się na budowaniu zdrowych relacji w rodzinie, to trochę, takie jej ratowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz