W domu mamy remont, ale powiedziałam sobie, że chociaż na godzinkę wpadnę na grupę wsparcia. Chciałam się też spotkać z koleżanką, z którą dawno się nie widziałyśmy.
Na spotkanie przyszło sporo rodziców i zrobiło się małe zamieszanie, kiedy szukałam wolnego miejsca.
Usiadłam naprzeciwko rodziców, którzy swoim zachowaniem bardzo przypominali nas oboje z mężem, kiedy byliśmy na początku drogi.
W naszym wypadku wyglądało to tak: Jedno mówi czarne, drugie mówi białe. Ja za bardzo do przodu, a mąż z rezerwą do każdego mojego pomysłu. Ja bym chciała już zaraz, teraz, a mąż bez entuzjazmu, niechętny. Każde z nas miało odmienne zdanie i nie mogliśmy się porozumieć. Tak było również na spotkaniach, chociaż nie spodziewałam się, że jest to aż tak widoczne.
Dopiero po kilku miesiącach ktoś na grupie powiedział, "Patrzcie, już się tak nie sprzeczają". To był ten czas, kiedy wiedzieliśmy już, w którą stronę ciągniemy nasz wózek. Drobne niezgodności się zdarzały, ale nie przeszkadzały nam działać wspólnie według jednego planu. A plan był taki, że syn ma się zacząć leczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz