Nareszcie przestało padać i zaświeciło słońce. Z przyjemnością przejdę się pieszo na grupę. Spacer zajmie mi niecałą godzinę. Mogę w tym czasie spokojnie podumać i popatrzeć na wiosnę w pełnym rozkwicie.
W pewnej chwili zatrzymuje mnie uśmiechnięta dziewczyna i pyta: „Dzisiaj jest środa, czy czwartek?” Bez namysłu odpowiadam, że środa. Dla mnie to oczywiste - jest środa, bo idę na grupę! Idę na grupę, bo jest środa.
W czerwcu miną cztery lata, od mojego pierwszego spotkania na grupie.
Rodzina i znajomi zdążyli się już przyzwyczaić, że w ten dzień tygodnia jestem nieosiągalna.
Na początku środa była jak święto, na które czekałam z utęsknieniem i z niecierpliwością odliczałam dni do spotkania. Po drodze zdarzały się przerwy, ale krótkotrwałe, takie na wzięcie oddechu. Czasami bywa ciężko, bo to właściwie jest praca, ciężka praca nad sobą, relacjami z innymi, zdobywanie wiedzy, nie tylko o uzależnieniu, ale też o sobie i innych.