środa, 8 lutego 2012
Grupa wsparcia - nic na siłę
Od kilku dni kiepsko się czuję i wcale bym dzisiaj nie poszła na Strumykową, gdyby nie prośba Henryka o krótkie spotkanie przed grupą wsparcia. Zanim wyszłam, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem spotkania, zdążyłam zamienić kilka słów ze znajomą. Nie było jej na paru ostatnich spotkaniach, bo jak mówi, zapragnęła odpoczynku od tego tematu. Potrzebowała także czasu na własną refleksję, żeby w sensowny sposób poukładać sobie to wszystko, czego dowiedziała się tutaj. Pocieszyłam ją, że nie ona jedna ma taką potrzebę. Inni rodzice podobnie, ja sama też robiłam czasem "przerwę", żeby odsapnąć. Powody były różne: a to chwilowy bunt i zwątpienie w metody zalecane przez terapeutów, a to zażenowanie brakiem postępów w naszej terapii, albo też wyczerpanie spowodowane nadmiarem trudnych spraw poruszanych na każdym spotkaniu. Mija trochę czasu zanim dorobimy się "grubej skóry" chroniącej nas przed tym, żeby za mocno nie czuć. Taki swoisty pancerz pozwala nam znosić ogrom cierpień nie tylko naszych własnych i naszych bliskich, ale także innych rodziców, którzy tak samo jak my walczą o swoje dzieci.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz