Dzisiaj mamy się zastanowić nad tym, czy umiemy mówić otwarcie prawdę? Co robimy, kiedy w pokoju dziecka znajdujemy lufki, papierki, sreberka, torebki strunowe wypełnione suszem albo puste? Może nie mówimy nic, żeby nie wywoływać wilka z lasu. Uspokajamy się, że to nic groźnego. Skwapliwie wierzymy w tłumaczenia dziecka, że to rzeczy kolegi. Zaczyna się rozmywanie, zmiękczanie, zaprzeczanie faktom.
Zastanówmy się, co możemy zyskać, kiedy jasno wyartykułujemy prawdę. Prawda, chociaż trudna, jest konkretna i można się do niej ustosunkować. Można, a nawet trzeba zająć konkretne stanowisko wobec rzeczy nazwanych po imieniu. Można zacząć działać, zanim sprawy zajdą za daleko. Ponieważ prawda ma też taką właściwość, że lubi wychodzić na jaw, choćby po pewnym czasie. Warto więc mówić prawdę, nawet najgorszą.
Myślę, że czasem mamy problem z mówieniem prawdy, ale również z jej wysłuchaniem, bo to też wymaga odwagi. Takie spostrzeżenie, nasunęło mi się na koniec spotkania.
środa, 21 lipca 2010
środa, 14 lipca 2010
Interwencja - metoda w terapii uzależnień
Upalne popołudnie. Wybieram cienistą stronę ulicy unikając palącego słońca. Oprócz mnie na grupę dociera tylko siedem osób, co z uwagi na taką tropikalną pogodę i wakacyjny czas wcale nie dziwi.
Mamy rozmawiać o interwencji. To jest konkretna metoda terapeutyczna, której inicjatorami i prowadzącymi są najbliżsi osoby uzależnionej. Do tego spotkania należy się najpierw dobrze przygotować, a potem zaprosić chorego i jasno przedstawić mu fakty z jego życia.
Na początek Agnieszka zarządziła tzw. "burzę mózgów" na temat: czego nie powinniśmy robić, kiedy mamy do czynienia z osobą uzależnioną. Oto nasze pomysły:
~ nie godzimy się na narkotyki w naszym domu ~ nie zaprzeczamy istnieniu choroby ~ nie kłamiemy na temat problemu ~ nie dajemy sobą manipulować ~ nie płacimy mandatów za dziecko ~ nie spłacamy jego długów ~ nie wpuszczamy do domu ~ nie godzimy się na agresję ~ nie marudzimy ~ nie „trujemy” ~ nie płaczemy ~ nie usprawiedliwiamy dziecka ~ nie wycofujemy się ~ nie odpuszczamy ~ nie wierzymy w obietnice ~ nie myślimy, że choroba sama przejdzie ~ nie wierzymy, że to pierwszy raz ~ nie dajemy się okradać ~ nie kontrolujemy ~ nie śledzimy ~
Na zakończenie każdy mówił jedno zdanie, które zrodziło się w nim pod wpływem dzisiejszego spotkania. Pomyślałam o tym, jak ważne jest wewnętrzne przekonanie do tego, co się robi.
Mamy rozmawiać o interwencji. To jest konkretna metoda terapeutyczna, której inicjatorami i prowadzącymi są najbliżsi osoby uzależnionej. Do tego spotkania należy się najpierw dobrze przygotować, a potem zaprosić chorego i jasno przedstawić mu fakty z jego życia.
Na początek Agnieszka zarządziła tzw. "burzę mózgów" na temat: czego nie powinniśmy robić, kiedy mamy do czynienia z osobą uzależnioną. Oto nasze pomysły:
~ nie godzimy się na narkotyki w naszym domu ~ nie zaprzeczamy istnieniu choroby ~ nie kłamiemy na temat problemu ~ nie dajemy sobą manipulować ~ nie płacimy mandatów za dziecko ~ nie spłacamy jego długów ~ nie wpuszczamy do domu ~ nie godzimy się na agresję ~ nie marudzimy ~ nie „trujemy” ~ nie płaczemy ~ nie usprawiedliwiamy dziecka ~ nie wycofujemy się ~ nie odpuszczamy ~ nie wierzymy w obietnice ~ nie myślimy, że choroba sama przejdzie ~ nie wierzymy, że to pierwszy raz ~ nie dajemy się okradać ~ nie kontrolujemy ~ nie śledzimy ~
Na zakończenie każdy mówił jedno zdanie, które zrodziło się w nim pod wpływem dzisiejszego spotkania. Pomyślałam o tym, jak ważne jest wewnętrzne przekonanie do tego, co się robi.
środa, 7 lipca 2010
Wytrwałość w terapii współuzależnienia
Myślałam, że uda mi się wyjść ze spotkania bez słowa, ale Agnieszka sprytnie zatrzymała mnie pytając:
- Małgosiu, z jakimi uczuciami wychodzisz ze spotkania?
Chciałabym zachęcić tych rodziców, którzy są po raz pierwszy, albo byli dopiero kilka razy, żeby systematycznie przychodzili na spotkania.
Pamiętam siebie na początku, jak ze spotkania na spotkanie miałam coraz większe oczy, ze strachu. Ale przychodziłam, słuchałam, uczyłam się i po woli wprowadzałam to, na co się zdecydowałam w czyn. Każda rodzina ma swoją własną drogę do przebycia. Nie ma uniwersalnej drogi wychodzenia z uzależnienia i współuzależnienia. To są indywidualne wybory, które wypracowujemy sami, korzystając z doświadczeń innych rodziców. Na spotkania przychodziłam po "narzędzia" i instrukcję obsługi. Jak je wykorzystałam i że w ogóle wzięłam się do pracy, zależało już tylko ode mnie.
A efekty są. Dzisiaj, na przykład, przygotowaliśmy z synem wspólnie obiad. Syn zgrabnie połączył dwa przepisy i wyszło całkiem nowe, lekkie danie na upalny dzień. Przed wyjściem żartowałam, że nie otworzę ust na grupie, bo do sosu dodałam dużo czosnku ;-) Gdyby nie Agnieszka, prawie by mi się udało.
W drodze powrotnej do domu myślałam o tym, jak ważna jest wytrwałość w działaniu, której w moim przypadku towarzyszyła również wytrwałość próśb do Najwyższego.
Lamentacje Jeremiasza
Prośby wysłuchane
Wzywałem imienia Twego, o Panie,
z przepastnej jamy,
słyszałeś mój krzyk: "Nie zatykaj uszu na moją prośbę!"
Zbliżyłeś się w dniu, gdy Cię wzywałem,
rzekłeś – "Nie bój się"
- Małgosiu, z jakimi uczuciami wychodzisz ze spotkania?
Chciałabym zachęcić tych rodziców, którzy są po raz pierwszy, albo byli dopiero kilka razy, żeby systematycznie przychodzili na spotkania.
Pamiętam siebie na początku, jak ze spotkania na spotkanie miałam coraz większe oczy, ze strachu. Ale przychodziłam, słuchałam, uczyłam się i po woli wprowadzałam to, na co się zdecydowałam w czyn. Każda rodzina ma swoją własną drogę do przebycia. Nie ma uniwersalnej drogi wychodzenia z uzależnienia i współuzależnienia. To są indywidualne wybory, które wypracowujemy sami, korzystając z doświadczeń innych rodziców. Na spotkania przychodziłam po "narzędzia" i instrukcję obsługi. Jak je wykorzystałam i że w ogóle wzięłam się do pracy, zależało już tylko ode mnie.
A efekty są. Dzisiaj, na przykład, przygotowaliśmy z synem wspólnie obiad. Syn zgrabnie połączył dwa przepisy i wyszło całkiem nowe, lekkie danie na upalny dzień. Przed wyjściem żartowałam, że nie otworzę ust na grupie, bo do sosu dodałam dużo czosnku ;-) Gdyby nie Agnieszka, prawie by mi się udało.
W drodze powrotnej do domu myślałam o tym, jak ważna jest wytrwałość w działaniu, której w moim przypadku towarzyszyła również wytrwałość próśb do Najwyższego.
Lamentacje Jeremiasza
Prośby wysłuchane
Wzywałem imienia Twego, o Panie,
z przepastnej jamy,
słyszałeś mój krzyk: "Nie zatykaj uszu na moją prośbę!"
Zbliżyłeś się w dniu, gdy Cię wzywałem,
rzekłeś – "Nie bój się"
Subskrybuj:
Posty (Atom)