środa, 23 czerwca 2010

O grupie wsparcia - na grupie wsparcia

W korytarzu, przed wejściem na grupę, natknęłam się na poirytowaną mamę, która wykrzykiwała coś do telefonu. Za chwilę wkroczyła na spotkanie, bezceremonialnie je przerwała, pytając o terapeutkę, która jeszcze nie dotarła. Na zaproszenie Agnieszki, żeby na chwilę dołączyła do nas, a nuż coś skorzysta, odwróciła się na pięcie i rzuciła przez ramię: "Ja nie mam narkomana!"
Nie wiadomo, co chciała przez to powiedzieć. Może myśli, że ta grupa wsparcia jest tylko dla rodziców narkomanów?
Na pewno jest różnica między uzależnieniem od alkoholu i od narkotyków, ale przecież nie ma większej różnicy w motywowaniu uzależnionego do leczenia. A poza tym, na grupę wsparcia chodzi się przede wszystkim po to, żeby zrobić coś dla siebie i ze sobą.
Czasami rodzice, przyprowadzając dziecko do terapeuty, zachowują się tak, jakby chcieli "sprzedać" mu problem. Pewnie sądzą, że nic więcej nie mogą zrobić. Otóż mogą, a uczą się tego, chodząc na grupę wsparcia i inne zajęcia terapeutyczne organizowane dla członków rodzin osób uzależnionych.

Tak się złożyło, że właśnie o idei grup wsparcia mówiła dzisiaj Agnieszka. Przypomniała historię toruńskiego oddziału TRiPDU "Powrót z U". Tysiące ludzi przewinęło się przez tą poradnię. Wielu otrzymało pomoc, bo zaczęło coś zmieniać w swoim życiu.

Dzisiaj, w drodze na grupę, przeczytałam hasło wymalowane białą farbą na chodniku: "Żyj z całych sił". I tego zamierzam się trzymać.

sobota, 19 czerwca 2010

Piknik Rodzinny Towarzystwa "Powrót z U" - Barbarka 2010

Właśnie wróciłam z lasu. Przywiozłam we włosach zapach dymu z ogniska, ramiona i dłonie pełne serdecznych uścisków, a na policzkach żar płonących polan i gorących pocałunków dawno niewidzianych przyjaciół.

- Jak miło cię znów widzieć! - I sakramentalne pytanie - Co u was słychać? Jak syn?
- Właśnie dziś zdawał kolejny egzamin. Jeszcze nie wiem, jak mu poszło, ale jestem szczęśliwa, że idzie do przodu.

Przed nami wakacje i ... całe życie.

środa, 16 czerwca 2010

Toruński "Powrót z U" w TVP

W ubiegłą sobotę na ul. Strumykowej w Toruniu, stanął wóz transmisyjny TVP. To twórcy programu "Pomóż sobie" zawitali do siedziby naszego Towarzystwa "Powrót z U". Zapraszam do obejrzenia 25 minutowej relacji z tej wizyty oraz rozmowy z terapeutami zaproszonymi do studia:

"Pomóż Sobie"

Znam tych rodziców i terapeutów z rozmów nieśpiesznych, kiedy czas nie pogania i można do końca wypowiedzieć swoją myśl. W programie, czas antenowy jest ograniczony i trzeba się streszczać. Dlatego rozumiem, to reporterskie tempo rozmowy, chociaż wiem, ile niewypowiedzianych dramatów kryje się za każdą z tych krótkich wypowiedzi rodziców. Wiem, jaką ogromną wiedzę, wrażliwość, chęć niesienia pomocy mają do zaoferowania wszyscy zaangażowani w działalność toruńskiego stowarzyszenia "Powrót z U". Dobrze, że mówi się o miejscach, gdzie ludzie pomagają innym ludziom i robią to z wielkim oddaniem i sercem.

środa, 2 czerwca 2010

Narkomania - rodzic prześladowca... ofiara... ratownik...?

Dzisiejszy temat do dyskusji, który zaproponowała Agnieszka, brzmi: Rodzic – prześladowca; rodzic – ofiara; rodzic – ratownik.

Zastanawiam się, jak to było w moim przypadku. Byłam chyba, po trosze, każdym z tych rodziców.

Na początku, czułam się ofiarą i tak też się zachowywałam – przerażona, zagubiona, niezdolna do sensownego działania, biernie poddawałam się wydarzeniom, które coraz bardziej mnie przytłaczały.

Na szczęście, dość szybko trafiłam na dobrych specjalistów – terapeutów uzależnień. Zaczęłam zdobywać niezbędną wiedzę na temat narkomanii i mojego współuzależnienia. Uczyłam się, co robić, żeby choroba syna nie postępowała, a także, jak zmotywować go do leczenia. Patrząc z boku, na moje zachowanie, można było zauważyć szokującą metamorfozę, bo z "ofiary" zmieniłam się w "kata". Niezwykle bolesne doświadczenia, jakie nas dotknęły, zadziałały jednak otrzeźwiająco i terapeutycznie.

Ratownikiem też byłam, a raczej tak mi się wydawało. Na pewno bardzo chciałam uratować moje dziecko, tylko, czy potrafiłabym to skutecznie zrobić? Trudno jest zachować chłodny umysł, niezbędny w sytuacji kryzysowej, kiedy walczy się o życie najbliższej osoby. Bez fachowej wiedzy na temat uzależnień, z balastem uczuć, które przeszkadzają, byłabym marnym ratownikiem. Dlatego szybko dałam się przekonać, że leczeniem mojego syna powinni zająć się inni.
Teraz skupiam się na budowaniu zdrowych relacji w rodzinie, to trochę, takie jej ratowanie.