środa, 27 stycznia 2010

Poczucie winy a współuzależnienie

Poczucie winy to jedno z tych uczuć, z którym sobie nie radzę. Chociaż nie powiem, żebym nie próbowała coś z nim robić. Na początku dominowało i nie dawało mi spokoju, kąsało o każdej porze dnia i nocy. Teraz trochę je obłaskawiłam. Umiem już stanąć prosto, nie kuląc ramion, nie spuszczając wzroku, nie jąkając się, powiedzieć spokojnie: nie ponoszę całkowitej odpowiedzialności za to, że moje dziecko zaczęło brać narkotyki.

Każdy rodzic inaczej radzi sobie z poczuciem winy, ale chyba każdego ono dopada. Można wyrzucać sobie, że za mało... albo, że za dużo... że nie w porę... a niektórzy, ze mną włącznie, lecą po całości i przyznają sobie Oskara za całokształt tfu...rczości ;-)
Tym, którzy są dla siebie bardziej wyrozumiali, jest łatwiej, bo nie tracą energii na rozpamiętywanie przeszłości, której i tak nie można już zmienić.

Na grupie jakoś nie wyrywałam się do odpowiedzi, jak to jest z moim poczuciem winy, a w dyskusji skupiliśmy się na pomocy rodzicom w bardzo trudnej sytuacji. Gdybym zabrała głos, powiedziałabym, że z mojego poczucia winy staram się wyciągnąć coś pozytywnego - robiłam błędy, ale nie muszę ich już więcej powtarzać.

środa, 20 stycznia 2010

Narkomania - Nowe życie po terapii

Odwiedził nas, rodziców zatroskanych o swoje dzieci, chłopak, który dwa lata temu skończył leczenie w ośrodku. Jego terapia trwała prawie dwa lata (bez 2 miesięcy).
Każdy z nas cieszył oko, patrząc na uśmiechniętego, zdrowego, młodego człowieka.

Znam jego rodziców - przychodzili na spotkania i edukowali się na naszej grupie wsparcia. Pamiętam, jak mówili, że bez problemu umieścili syna w ośrodku, bo dla nich była to... jedyna opcja. Ich syn, co prawda, miał wybór - mógł opuścić dom, bo był pełnoletni, wolał jednak iść się leczyć. Teraz jest wdzięczny rodzicom za takie postawienie sprawy. Dziękuje im też za konsekwentne trzymanie się tej decyzji.

Po krótkiej prezentacji, młody człowiek zgodził się odpowiedzieć na każde, nawet najbardziej naiwne pytanie. Ochoczo skorzystaliśmy z wyjątkowej okazji, żeby dowiedzieć się, jak to jest po drugiej stronie barykady i zasypaliśmy chłopaka pytaniami.

Mnie najbardziej interesowało to, jak on radzi sobie w "prawdziwym życiu" po ukończeniu terapii. Czy chodzi na spotkania samopomocowe dla neofitów, albo na grupy NA? Czy zachowuje abstynencję alkoholową? Co robi obecnie, gdzie mieszka?
Interesuje mnie droga do normalności. Mój syn teraz to przerabia.

środa, 13 stycznia 2010

Uzależnienie - zima piękna, zima zła

"Ale zimno! Aż sowy piszczą!" - tak mówi mój Tata (lubię te Jego powiedzonka, choć czasem, zupełnie ich nie rozumiem).

Idę na spotkanie, pomimo kuszącej myśli, żeby może ten raz sobie odpuścić. Wchodzę do ciepłego korytarza - dzisiaj na szczęście nie stoją w nim czerwononosi panowie. Widać Henryk, skutecznie ich do tego zniechęcił. Tydzień temu słyszałam donośny głos Prezesa Towarzystwa: "Panowie, proszę stąd wyjść, bo wezwę policję!" Dla Henryka to jest proste. Nie wiem, czy ja dałabym radę, tak powiedzieć. Na dworze mróz, a oni przecież tylko stali.

Pamiętam, jak wiele lat temu, mój Tata "doholował" półprzytomnego, pijanego człowieka do ogrzewanej klatki schodowej. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jego kochany wnuk, będzie się zmagał z uzależnieniem.

środa, 6 stycznia 2010

Współuzależnienie - ojcowie i matki na terapii c.d.

Czyżby kontynuacja nowej jakości, jaka pojawiła się na naszym poprzednim spotkaniu? Nie dość, że grupa znowu w połowie damsko - męska, to w większości składająca się z par rodzicielskich! To wyjątkowo cieszy terapeutów. Wiadomo, że w jedności siła i więcej można zdziałać, kiedy małżonkowie nawzajem się wspierają.

Agnieszka często raczy nas takimi obrazowymi porównaniami, jak na przykład: rodzice zgodnie dmuchający w jedną trąbę, czy idący równo, jak koniki w zaprzęgu ;-)

Tutaj Agnieszka w akcji

Ale coś w tym jest. Sama doświadczyłam cudownego wsparcia ze strony mojego męża. Kiedy brakowało mi sił, mogłam cofnąć się o pół kroku, a wtedy on przejmował większość ciężaru na siebie. Dzisiaj dziękuję mu za to, że w tych ciężkich momentach, stanął na wysokości zadania.